Od dwóch tygodni jest z nami Oskar. Urodził się 23. września, napędzając nam wszystkim stracha. Mój wyznaczony na USG termin porodu jeszcze nie nadszedł (miał to być 3. dzień listopada), ale synek chyba wiedział lepiej, kiedy i na co jest właściwy czas. W pośpiechu podawano mi sterydy na przyspieszenie rozwoju płuc maluszka i hamowano poród do czasu aż ryzyko niemożności samodzielnego oddychania zmaleje. Brzmi strasznie, ale skończyło się naprawdę dobrze. Oskar dostał 10 punktów w skali apgar i ostatecznie spędziliśmy w szpitalu tylko tydzień.
Ciąża minęła mi jak mgnienie oka. Kiedy patrzę na zdjęcia z mojego ostatniego wpisu, nie mogę się nadziwić jak mały miałam brzuch pod koniec. Nie zdążyłam się nawet porządnie nasapać przy wchodzeniu po schodach i nakląć przy zakładaniu butów. Dni prawdziwego wieloryba zupełnie mnie ominęły. Ale przez pierwsze dni po porodzie patrzyłam na wychudzonego synka z żalem i myślą, że przecież mógłby sobie jeszcze spokojnie siedzieć u mnie pod sercem, nabierać masy i łykać ze smakiem słodkie wody płodowe.
cudo ♥
OdpowiedzUsuńCieszę się, że wszystko dobrze się skończyło, a Młody pięknie rośnie. Słodziak. Całuję i ściskam.
OdpowiedzUsuń