wtorek, 26 lipca 2016

Kwiaty we włosach i ślub

        Moja siostra wychodzi za mąż za nieco ponad rok. Dla wielu przyszłych panien młodych poszukiwanie sukni ślubnej to prawdziwa przyjemność. A co, jeśli pochodzi się z rodziny, w której rękodzieło, szycie i projektowanie są na porządku dziennym? Co daje świadomość, że za niewielkie pieniądze (zaledwie koszty materiałów) można mieć właściwie każdą suknię, która się tylko zamarzy?
        Moja siostra nie posiada się z radości. Ciągle wyszukuje nowe inspiracje, zmienia koncepcje, rozważa dziesiątki aspektów. Ja też czasem coś jej podsyłam, choć nie jestem pewna czy w ten sposób pomagam, czy raczej mącę w głowie.
        Pewnego dnia doszłam do wniosku, że przecież świetnie ją znam, wiem, co jej się podoba i jaki efekt chciałaby osiągnąć w swojej ślubnej stylizacji. Stworzyłam więc projekt, który w mojej opinii jest syntezą wszystkich naszych dotychczasowych rozważań. Nie wiem czy go wykorzysta, ale to tak naprawdę nie jest istotne. To jej decyzja i cieszyłabym się, gdyby podjęła ją z dreszczykiem ekscytacji i stuprocentową pewnością, że gdy obejrzy się w lustrze w dzień ślubu, poczuje z radości motyle w brzuchu. 


Na głowie wianek z żywych kwiatów. Dekolt i ramiączka obszyte koronkową taśmą wyszywaną dodatkowo koralikami i różnymi błyskotkami.
Z tyłu też koronkowa taśma wyszywana koralikami i tego typu ozdobami. Plecy jakby odkryte, a jednak zakryte: mamy tu wiszące (i pięknie dyndające!) sznury koralików, a pod nimi możliwie najbardziej przezroczysty materiał jaki uda nam się kupić - może szyfon, a może tiul.

piątek, 22 lipca 2016

Nie w moim stylu

        Narysowałam kilka zestawów złożonych z ubrań, których sama bym nie założyła. Jednych dlatego, że są zbyt wydekoltowane lub za krótkie, innych dlatego, że nie byłoby mi w nich wygodnie, a jeszcze innych z powodu zupełnego nie wpasowania się w moje klimaty. Z drugiej strony te same ubrania mogłyby mi się podobać na kimś innym, ba, nawet podobać silnie (jak mawia mój tato); gdyby np. ten ktoś wiedział jak dobierać do siebie właśnie te rzeczy, które naprawdę podkreślają jego urok osobisty.
        Znam kilka takich osób (nazywam ich na własny użytek stylowymi), choć jest ich bardzo niewiele. Nie raz nie mogę się nadziwić, że ubranie, które noszą jest dla nich jak druga skóra, że tak bardzo do nich pasuje, iż patrzę z przyjemnością i satysfakcją. (Nie pytajcie, bo nie wiem, skąd satysfakcja, jeśli właściwie niczym nie przysłużyłam się sprawie. Człowiek przecież głównie sam sobie zawdzięcza to, jak wygląda.) I zwykle jest tak, że ci doskonali styliści samych siebie wcale nie muszą być eleganccy czy, tym bardziej, ubrani drogo.
        Kiedyś ziomkowałam z dziewczyną, która nosiła głównie sprane bluzy z kapturem i dziurawe dżinsy, a wyglądała - uwierzcie mi - fenomenalnie. Ten luz, ten styl, ta niewymuszona nonszalancja! Chciałam być taka jak ona, jednak wszelkie próby naśladowania jej, w moim wydaniu były nieudolne. Poddawałam się, zanim w ogóle zaczęłam, i dobrze. Po prostu nie byłam nią, miałam inną aparycję, warunki zewnętrzne, trochę inne rzeczy lubiłam i nie do końca dobrze się czułam w luzackich ciuchach.
        Być może uważacie, że całkiem niezłą opcją dla ludzi poszukujących swojego stylu lub rozpaczliwie próbujących kopiować innych, są poradniki typu "Jak stworzyć swój własny niepowtarzalny styl (i nabrać wyczucia, obycia i w ogóle już nigdy się nie ośmieszać)". Tak szczerze... nie wiem, niezbyt się na tym znam; poruszam się w tej materii jedynie spontanicznie i na zasadzie własnych impresji. Aczkolwiek może warto poszukać, poczytać; jakiś czas temu widziałam np. u Styledigger fajnie napisane artykuły na ten temat.
        Choć właściwie... wydaje mi się, że wyuczone poczucie stylu nigdy nie będzie tym samym, co wrodzona zajebistość ;)




piątek, 8 lipca 2016

Ledżiny z printem



        
        Wzorzyste doły nie są szczególnie praktyczne, a jednak w modzie przyjęły się świetnie i na ulicach widać w nich coraz więcej osób. Ja zaprojektowałam 3 różne wersje drukowanych ledżinów, z których każda po trosze odpowiada mojemu osobistemu stylowi. 
        Jeśli zastanawiacie się, kiedy znajduję chwilę w ciągu dnia na takie przyjemności jak rysowanie, to powiem otwarcie, że robię to w czasie niejako doliczonym do mojej doby; czasie magicznym, bo nikt mi wtedy nie przeszkadza, bo muszę codziennie dojechać do pracy i mam do niej tak cudownie daleko, a tramwaj zawsze jedzie przynajmniej godzinę w jedną stronę.
        Nie ironizuję. Cieszę się tym, co mam (albo tym czego nie mam - czyli brakiem auta i prawa jazdy), a Bóg niech błogosławi komunikację miejską i wszelkie preteksty, by pobazgrać lub poczytać.