piątek, 22 lipca 2016

Nie w moim stylu

        Narysowałam kilka zestawów złożonych z ubrań, których sama bym nie założyła. Jednych dlatego, że są zbyt wydekoltowane lub za krótkie, innych dlatego, że nie byłoby mi w nich wygodnie, a jeszcze innych z powodu zupełnego nie wpasowania się w moje klimaty. Z drugiej strony te same ubrania mogłyby mi się podobać na kimś innym, ba, nawet podobać silnie (jak mawia mój tato); gdyby np. ten ktoś wiedział jak dobierać do siebie właśnie te rzeczy, które naprawdę podkreślają jego urok osobisty.
        Znam kilka takich osób (nazywam ich na własny użytek stylowymi), choć jest ich bardzo niewiele. Nie raz nie mogę się nadziwić, że ubranie, które noszą jest dla nich jak druga skóra, że tak bardzo do nich pasuje, iż patrzę z przyjemnością i satysfakcją. (Nie pytajcie, bo nie wiem, skąd satysfakcja, jeśli właściwie niczym nie przysłużyłam się sprawie. Człowiek przecież głównie sam sobie zawdzięcza to, jak wygląda.) I zwykle jest tak, że ci doskonali styliści samych siebie wcale nie muszą być eleganccy czy, tym bardziej, ubrani drogo.
        Kiedyś ziomkowałam z dziewczyną, która nosiła głównie sprane bluzy z kapturem i dziurawe dżinsy, a wyglądała - uwierzcie mi - fenomenalnie. Ten luz, ten styl, ta niewymuszona nonszalancja! Chciałam być taka jak ona, jednak wszelkie próby naśladowania jej, w moim wydaniu były nieudolne. Poddawałam się, zanim w ogóle zaczęłam, i dobrze. Po prostu nie byłam nią, miałam inną aparycję, warunki zewnętrzne, trochę inne rzeczy lubiłam i nie do końca dobrze się czułam w luzackich ciuchach.
        Być może uważacie, że całkiem niezłą opcją dla ludzi poszukujących swojego stylu lub rozpaczliwie próbujących kopiować innych, są poradniki typu "Jak stworzyć swój własny niepowtarzalny styl (i nabrać wyczucia, obycia i w ogóle już nigdy się nie ośmieszać)". Tak szczerze... nie wiem, niezbyt się na tym znam; poruszam się w tej materii jedynie spontanicznie i na zasadzie własnych impresji. Aczkolwiek może warto poszukać, poczytać; jakiś czas temu widziałam np. u Styledigger fajnie napisane artykuły na ten temat.
        Choć właściwie... wydaje mi się, że wyuczone poczucie stylu nigdy nie będzie tym samym, co wrodzona zajebistość ;)




3 komentarze:

  1. Powiem szczerze, że zestawy również nie są W MOIM STYLU.
    Jednak talenty do rysowania to Ty kochana masz :)

    Pozdrawiam Zocha
    http://www.zocha-fashion.pl/

    OdpowiedzUsuń
  2. "Wrodzona zajebistość" zawsze będzie górowała nad "wyuczonym poczuciem stylu", ale przyznasz, że z czasem można sobie ten styl wyrobić, jakąś tam metodą prób i błędów, jakimś tam obyciem i opatrzeniem się z tym, co noszą inni, co nosi ulica i przełożeniem tego na siebie, na swoją sylwetkę i swoją osobę. I tak mi się wydaje, że najważniejsze w tej całej modzie jest, żeby być sobą, żeby czuć się dobrze w ciuchach, żeby były właśnie tą naszą drugą skórą. Ja od razu wiem, kiedy mi nie pasuje ubranie, czuję się wtedy, jakbym była przebrana ;-)

    PS Mnie też nie pasuje żadna z tych stylizacji, może ostatnia, ale z dłuższym t-shirtem ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, zawsze warto pracować nad swoim wyglądem i stylem. W ogóle potrzeba ciągłego rozwoju jest niezbędna do życia; do tego, żeby to życie było "jakieś", a nie "nijakie" :)

      Usuń